Życie to droga

„Prawdziwymi zwycięzcami są ci, którzy zwyciężają w pojedynkach dnia codziennego.”

Wielkie marzenia składają się z mnóstwa elementów...

Wielkie marzenia składają się z mnóstwa elementów...

wtorek, 15 lipca 2014

Mariusz Pudzianowski



Mariusz Pudzianowski, pseudonimy Pudzian, Dominator, Pyton, zawodnik Strong Man, mistrz świata i rugbista Budowlanych Łódź.

Sporty siłowe trenuje od kilkunastu lat, rozpoczynając 7 grudnia 1990 roku. Swój pierwszy start na zawodach miał w wieku 16 lat na Mistrzostwach Polski w wyciskaniu sztangi leżąc. Jego rekord wynosił wtedy 160 kg. Dwa lata później wyciskał już 205 kg. Od pierwszego występu na MP czterokrotnie stawał na najwyższym podium.

Od 11 roku życia do dziś Mariusz trenuje karate. Obecnie posiada 4 kyu. Przez niecałe 7 lat uprawiał również boks. W 2005 roku Mariusz Pudzianowski założył Szkołę Ochrony Fizycznej Pudzian Academy, która kształci przyszłych pracowników ochrony. Do dziś karate kyokushin trenuję od 11 roku życia. Obecnie posiadam 4 kyu.






piątek, 11 lipca 2014

Anna Lewandowska



Anna Lewandowska (z domu Stachurska) ( ur. 25 lutego 1988 w Pruszkowie) – polska sportsmenka, absolwentka Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, specjalista do spraw żywienia, zawodniczka karate KK Pruszków oraz reprezentantka kraju w karate tradycyjnym. Wielokrotna medalistka Mistrzostw Świata, Europy i Polski. Prowadzi swój blog 'Healthy Plan by Ann', w którym udziela porad żywieniowych i sportowych. Żona Roberta Lewandowskiego napastnika Reprezentacji Polski i Bayernu Monachium.



Wykształcenie

Jest absolwentką Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Pracę magisterską obroniła w 2012 roku.


Kariera sportowa

Przygodę ze sportem zaczęła już w wieku 13 lat. Od 2005 roku zaczęła brać udział w zawodach. Od tamtej pory zdobyła około 20 medali. Jest wielokrotną medalistką Mistrzostw Polski indywidualnie i drużynowo. Brązowa medalistka z Mistrzostw Świata w 2008 roku w kategorii drużynowej kobiet. W 2009 roku po raz pierwszy wzięła udział w rywalizacji seniorskiej, w debiucie zdobywając złoty medal Mistrzostw Europy w karatekowym dwuboju. W 2009 roku w Pucharze Świata zajęła trzecie miejsce.


Życie prywatne

W 2007 na wyjeździe integracyjnym dla studentów Wyższej Szkoły Edukacji poznała swojego przyszłego męża Roberta Lewandowskiego. 22 czerwca 2013 roku para pobrała się. Ślub odbył się w Serocku a wesele w małej miejscowości Trębki Nowe.



We wrześniu 2013 roku zdobyła tytuł specjalisty ds. żywienia. W związku z dużym zainteresowaniem dietetyką założyła blog Healthy Plann by Ann, w którym udziela porad żywieniowych i sportowych. Jest aktywna na portalach społecznościowych typu Instagram czy Facebook.










wtorek, 8 lipca 2014

Nowości :)


Z okazji wakacji rozpocznę cykl wakacyjny znanych ludzi, którzy trenowali, lub trenują Karate :)






Znani o karate



Co mówią znani ludzie o karate?


Prof. dr hab. n. med. Zbigniew Religa, kardiolog:

Myślę, że w dalekowschodnich sztukach walki, jak w żadnych innych sportach znajduje zastosowanie maksyma: „W zdrowym ciele, zdrowy duch”. Karate służy wychowaniu młodzieży: nauce dyscypliny, poszanowaniu ludzi starszych i obronie słabszych. Chciałbym zwrócić szczególną uwagę na aspekt duchowy (…), tę walkę z samym sobą. Oczywiście, że na początku wszystko wydaje się bardzo trudne, ale jeden z chińskich myślicieli powiedział, że nawet podróż do bardzo odległej wioski trzeba rozpocząć od pierwszego kroku.


Jerzy Rybicki, mistrz olimpijski w boksie, pracownik Biura Ochrony Rządu:

Sporty walki, chyba najbardziej ze wszystkich dyscyplin, uczą pokory. Jeżeli jest się systematycznym i pracowitym, z czasem osiąga się też wyniki. Karate, podobnie jak boks czy judo, „temperuje” ewentualną porywczość u młodych ludzi, uczy ich odpowiedniej postawy społecznej. Wielu moich kolegów, z którymi trenowałem w młodości, jest dzisiaj dyrektorami, lekarzami.


Alosza Awdiejew, aktor, muzyk, poeta:

Podstawą karate jest unikanie walki za wszelką cenę, ale gdy trzeba walczyć, bój toczy się do końca. Myślę, że taka zasada obowiązuje w każdym sporcie, tyle że w karate widać ją jak na dłoni. Zresztą w życiu dzieje się podobnie. Nieustannie walczymy przecież o godziwy byt. Nieszczęśliwi nie są ci ludzie, którzy w codzienności często ponoszą porażki, lecz ci, którzy w ogóle nie starają się walczyć; którzy nie posiadają w sobie ducha walki.



Lek. med. Jacek Czernicki, ortopeda:



Zajęcia karate z dziećmi są gimnastyką ogólnorozwojową wyrabiającą kondycję, gibkość i szybkość reakcji na bodźce. W ćwiczeniach tych nie występuje duże obciążenie kręgosłupa i stawów, tak jak to się dzieje w przypadku innych sportów trenowanych od młodzieńczych lat. Na przykład u 10-let-nich chłopców zaznacza się już tendencja do garbienia. Karate idzie w tym kierunku, aby niwelować nieprawidłowości postawy na bazie neuromuskularnej. Wiele ćwiczeń przypomina techniki PNF, jednej z najbardziej popularnych na świecie metod gimnastyki korekcyjnej.


Lek. med. Małgorzata Bernacka-Bocewicz, pediatra, specjalista medycyny ogólnej:

Jeżeli chodzi o rozwój dziecka, karate nie ma sobie równych. Przede wszystkim jest sportem symetrycznym, a więc równolegle rozwija wszystkie partie ciała. Ćwiczenia odbywają się na bosaka, przez co pobudzane są receptory odpornościowe na stopach. Błędem jest to, że na lekcjach wf w szkołach ćwiczy się w tenisówkach albo w adidasach. Moja córka z treningów jest bardzo zadowolona. Największą karą dla niej byłoby, gdybym zabroniła jej uczęszczać na zajęcia karate.






niedziela, 6 lipca 2014

Wakacje :)


Witam :)


W końcu wakacje trwające 3 miesiące :) Wszytko byłoby dobrze, gdyby nie to, że muszę się zacząć uczyć i chodzić na zajęcia... bo sztuki walki to jednak nie wszystko. Warto mieć studia i wykształcenie, bo to daje większe możliwości. Ale żeby mi się chciało, tak jak jak mi się nie chce... :)

Miłego wypoczynku wszystkim! :)






Sztuki walki, a własny biznes


Dzisiaj coś dla tych, którzy chcą połączyć pasję z biznesem... 
Jedno z moich marzeń.. :)




Prowadzenie prywatnej szkoły sztuk walki jest trudnym biznesem, ale może przynieść satysfakcjonujące dochody. Tak jak w każdej działalności, także i tu warto być elastycznym – łączyć tradycję z nowoczesnością czy wprowadzać elementy sprzedaży krzyżowej.


Szkoły walki od wielu lat cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem. Oferują zwiększenie umiejętności fizycznych, naukę wykonywania efektownych „sztuczek”, przechodzenie przez kolejne stopnie wtajemniczenia, a także wielopoziomowy rozwój psychiczny i mentalny. Opanowywanie technik to proces doskonalenia się pod okiem mistrza, nabywania odwagi, cierpliwości, pokory i przezwyciężania własnych słabości. Ze względu na to, że do rozpoczęcia treningów nie są potrzebne żadne specjalne predyspozycje fizyczne, wśród adeptów sztuk walki oprócz mężczyzn pojawia się coraz więcej dzieci i kobiet. Tworzone są również specjalne oferty dla firm, nastawione m.in.: na nauczanie szybkiego podejmowania decyzji, metod radzenia sobie w trudnych sytuacjach czy sposobów opanowywania stresu podczas negocjacji. Możliwość odkrycia w sobie nieagresywnego wojownika, który nie odczuwa zdenerwowania podczas walki, ponieważ zna swoje umiejętności, to jedna z najcenniejszych korzyści płynąca z takich zajęć.



Na start – instruktor i lokal


Prywatną szkołę walki można otworzyć tak jak każdą inną działalność gospodarczą. Nie trzeba być instruktorem, ale warto nim być. Zdecydowana większość założycieli szkół walki wywodzi się z mistrzów danej sztuki, co wymaga wieloletniego przygotowania. Takim osobom łatwiej zdobywać klientów – są wizytówką szkoły i gwarantem jej renomy. Charyzmatyczny sensei (mistrz – przyp. red.) potrafi przyciągnąć tłumy. Teoretycznie jednak obecnie nauczać może niemal każdy. Zgodnie z ustawą z 13 czerwca 2013 roku o zmianie ustaw regulujących wykonywanie niektórych zawodów (DzU 2013 poz. 829), aby zostać trenerem lub instruktorem sportu, wystarczy skończyć 18 lat, mieć wykształcenie średnie, nie być karanym oraz posiadać wiedzę, doświadczenie i umiejętności – nie są one jednak sprawdzane formalnie.

Jeśli ktoś nie ma czarnego pasa, a chciałby mimo wszystko mieć jakikolwiek dokument poświadczający umiejętności, może rozpocząć np. od kursu na instruktora samoobrony. Na rynku jest wiele takich szkoleń, a ich ceny nie są wygórowane (ok. 1 tys. zł).

– Działalność gospodarczą może otworzyć każdy. Przy tym powinno się zrobić jakikolwiek kurs instruktorski. Należy jednak pamiętać, że taki kurs nie da zbyt dużo, a rynek bardzo szybko zweryfikuje umiejętności. Jest duża konkurencja i jednocześnie ludzie mają coraz większą świadomość. Osobie niemającej wcześniej kontaktu ze sztukami czy sportami walki będzie bardzo trudno się przebić – wyjaśnia Przemysław Żach, prezes Centrum Sztuk Walki we Wrocławiu, wielokrotny medalista mistrzostw Polski i reprezentant kraju w judo.

Oprócz instruktora potrzebne jest miejsce do ćwiczeń, czyli dojo (tak nazywa się salę treningową w japońskich sztukach walki). Konieczne są także: szatnia damska i męska, korytarz z miejscami do siedzenia, łazienki z prysznicami i biuro. Warto mieć również magazynek na sprzęty i środki czystości.

Najkorzystniej przystosować własny lokal, ale można też wynająć salę, np. na godziny.

– Jeżeli ktoś ma własny lokal, odpadają koszty czynszu. Jeżeli jednak nie ma, to od czegoś trzeba zacząć, np. od wynajęcia sali w szkole – radzi Piotr Garczarek, współzałożyciel Centrum Sztuk Walki w Częstochowie, mistrz aikido.

Salę wyposaża się zwykle w tatami, czyli specjalne materace. Koszt dobrego tatami o wymiarach 1 m x 2 m to ok. 500 zł. Na rynku dostępne są także tańsze rozwiązania, np. puzzle (1 m x 1 m to ok. 170 zł). Potrzebne są oprócz tego worki treningowe z wieszakami (ok. 400 zł), tarcze (ok. 100 zł), drabinki (ok. 400 zł) i inny sprzęt, w zależności od prowadzonej sekcji.

Na tatami ćwiczy się boso, na dodatek w wielu sztukach walki w białych kimonach. Trzeba więc dbać o czystość – wszelkie uchybienia zostaną z pewnością bardzo szybko dostrzeżone i mogą zniszczyć reputację szkoły.



Wymagający klient

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że zanim adept trafi do danej szkoły walki na stałe, porówna ją z kilkoma pobliskimi. Pierwsze zajęcia są zwykle darmowe, co daje możliwość dokonania wyboru dopiero po odbyciu treningów w kilku miejscach.

– Obecnie ludzie szukają. Przychodzą do jednego klubu, drugiego, trzeciego. Patrzą, jaki jest poziom, z jakiego sprzętu klub korzysta, czy ma dobrych instruktorów, jaka jest atmosfera – mówi Bogdan Jeremicz, współzałożyciel Gdańskiego Klubu Kyokushin Karate, posiadacz stopnia mistrzowskiego 5 DAN.

W zdobywaniu klientów duże znaczenie mają także networking i marketing referencyjny, czyli budowanie sieci kontaktów i polecanie szkoły przez adeptów następnym osobom. Ponadto zamiłowanie do sztuk walki często przekazywane jest z pokolenia na pokolenie. Rodzice, którzy sami trenowali aikido, karate czy jiu-jitsu, zapisują na zajęcia swoje dzieci. Jedni polecają drugim i tak to się kręci.

– Klientów zdobywa się głównie za pomocą internetu, Facebooka i poczty pantoflowej. Ulotki i plakaty nie są obecnie ani ciekawą, ani skuteczną formą. Jeżeli ktoś przychodzi i widzi dobre warunki do ćwiczeń, dobrego instruktora, ładne miejsce, poleca później tę szkołę innym – podkreśla Piotr Garczarek.

Zainteresowanie wzbudzają także pokazy, warsztaty i staże organizowane przez znanych mistrzów. Część szkół ma ponadto bogatą ofertę kulturalną, przybliżającą np. wiedzę dotyczącą kultury Dalekiego Wschodu.

Aby przebić się wśród konkurencji, trzeba dobrze przemyśleć ofertę i grafik.

– Jeśli zaczyna się tego typu działalność, trzeba mieć jak najszerszą ofertę – radzi Przemysław Żach. – Powinny to być zajęcia dla dzieci, kobiet, chwytane (np. judo, aikido), uderzane (np. boks). Równie ważne jest dopasowanie godzin zajęć do potrzeb klientów, czyli odpowiedni grafik. Najlepsze są godziny wieczorne, ale dla klientów biznesowych czy osób wykupujących treningi indywidualne mogą być atrakcyjne również godziny poranne w weekendy – dodaje.

Warto próbować otwierać inne sekcje niż dobrze znane: judo, karate czy aikido, choć i te ciągle znajdują zwolenników (np. sekcje judo nastawiane są głównie na dzieci).

– Szansą na przetrwanie na rynku jest zwiększenie oferty. Trzeba próbować otwierać inne sekcje niż tradycyjne – mówi Bogdan Jeremicz. Dobrym pomysłem jest podążanie za modą, czyli za tym, co stosunkowo nowe na tym rynku i co się sprzedaje w innych krajach, jak systemy walk.

– Obecnie jest boom na MMA, czyli na konfrontacje sztuk walki. Z naszego doświadczenia wynika, że dużym zainteresowaniem cieszą się m.in. krav maga i brazylijskie jiu-jitsu – mówi Piotr Garczarek.



Z fitnessem w symbiozie

W wielu szkołach walki oprócz sztuk/sportów czy systemów walki prowadzone są inne zajęcia, pozwalające przyciągnąć do klubu inną grupę klientów. Jest wiele możliwości: można zaproponować zajęcia z jogi czy akrobatyki, oba bardzo przydatne w doskonaleniu sztuk walki. Korzyścią z organizowania zajęć jogi jest dodatkowo przyciągnięcie większej liczby kobiet. Zdecydowanie łatwiej wówczas o komplet na zajęciach z samoobrony. Powiązanie może dotyczyć również aktywności stosunkowo nowych i bardzo chodliwych, takich jak crossfit czy ketllebell. Bogdan Jeremicz, który wprowadził do Gdańskiego Klubu Kyokushin Karate wymienione zajęcia, przyznaje, że takie rozszerzenie działalności bardzo się sprawdza.

– Crossfit i kettlebell to takie elementy fitnessu, które są potrzebne w sztukach walki, rozwijają ogólnie i podnoszą sprawność. Z drugiej strony mamy też przypadki, że klienci, którzy przyszli do naszego klubu na crossfit, zapisują potem dziecko na karate – przekonuje.

Z kolei w Centrum Sztuk Walki w Częstochowie oprócz zajęć z aikido, samoobrony, brazylijskiego jiu-jitsu, krav magi i kick-boxingu, odbywają się również zajęcia taneczne.

Przyciąganie się sztuk walki i fitnessu zachodzi w obie strony. Nie tylko fitness wchodzi do szkół walki, lecz także szkoły walki wchodzą do klubów fitness. Właściciele wynajmują instruktorów prowadzących własną działalność gospodarczą, np. do prowadzenia zajęć z samoobrony.

– Własny biznes dotyczy głównie zajęć w klubach fitness – potwierdza Paweł Juszczyk, prezes UKS Bushi, posiadacz stopnia mistrzowskiego 4 DAN w karate kyokushin. Dodaje jednocześnie, że w takich miejscach nie ma tej samej atmosfery co na tradycyjnym dojo i trudniej utrzymać odpowiednią relację między mistrzem a adeptami.

Jakby jednak na to nie patrzeć, obecność sztuk i sportów walki w klubach fitness świadczy o dużym zainteresowaniu taką aktywnością. To również w pewien sposób symptom naszych czasów – można upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Wiedzą o tym założyciele szkół walki na Zachodzie, którzy czekają na klienta tam, gdzie ten w wolnym czasie najczęściej bywa, czyli w centrum handlowym.

– W Stanach Zjednoczonych, Francji czy Niemczech wiele klubów działa w centrach handlowych. Rodzice mogą zaprowadzić dzieci na zajęcia judo, taekwon-do czy karate i pójść na zakupy lub załatwić jakąś sprawę. Również w Polsce najnowsze kluby fitness otwierane przy centrach handlowych mają już sale do sztuk walki – mówi Przemysław Żach.



Profit czy non profit? 

Jeśli ktoś decyduje się na otwarcie prywatnej szkoły walki, musi mieć świadomość, że zdecydowana większość placówek konkurencyjnych działa jako stowarzyszenia kultury fizycznej lub uczniowskie kluby sportowe. Obie formy prawne to działalność non profit. W praktyce oznacza to, że takie szkoły muszą wprawdzie przeznaczać wszystkie środki finansowe na realizację celów statutowych, ale mogą za to ubiegać się o możliwość użytkowania na preferencyjnych warunkach nieruchomości należących do Skarbu Państwa lub samorządu terytorialnego, a także brać udział w otwartych konkursach ofert na realizację zadań publicznych w zakresie wspierania i upowszechniania kultury fizycznej, ogłaszanych co roku przez jednostkę samorządu terytorialnego. O warunkach i trybach finansowania decydują poszczególne samorządy, dlatego warto najpierw dowiedzieć się, jakie są szanse uzyskania w danym miejscu dofinansowania przez prywatny klub.

Jest o co powalczyć, ponieważ według raportu NIK „Finansowe wspieranie kultury fizycznej i sportu przez wybrane jednostki samorządu terytorialnego” średnie dofinansowanie jednego zadania zleconego w trybie otwartych konkursów ofert w zakresie kultury fizycznej i sportu wyniosło 32 tys. zł. Dotację można przeznaczyć w szczególności na: realizację programów szkolenia sportowego, zakup sprzętu sportowego, pokrycie kosztów organizowania zawodów sportowych lub uczestnictwa w tych zawodach, pokrycie kosztów korzystania z obiektów sportowych dla celów szkolenia sportowego oraz sfinansowanie stypendiów sportowych i wynagrodzenia kadry szkoleniowej. Reguluje to ustawa z 25 czerwca 2010 roku o sporcie (DzU 2010 nr 127 poz. 857). Takie dotacje mogą stanowić coroczne wsparcie finansowe, więc paradoksalnie, działanie non profit może być korzystniejsze finansowo niż otwieranie własnego biznesu (o ile założyciel należy jednocześnie do kadry szkoleniowej). Z pewnością szkoły korzystające z dotacji mogą obniżyć ceny zajęć (np. do 60 zł), dzięki czemu stają się bardziej konkurencyjne.

– Szkoły walki działające jako stowarzyszenia kultury fizycznej lub uczniowskie kluby sportowe zwykle łączą nauczanie sztuk walki osób zainteresowanych treningiem na własne potrzeby (samoobrona, sprawność, rekreacja) i działalność w obszarze sportu kwalifikowanego. Połączenie działalności rekreacyjnej, sprzyjającej zachowaniu zdrowia i sportu wyczynowego daje wielu takim klubom szansę na ubieganie się o dotacje od samorządów lokalnych. Jednak podstawą ich utrzymania są zazwyczaj składki członkowskie wpłacane przez uczestników zajęć, którzy są też członkami stowarzyszenia – wyjaśnia Paweł Juszczyk, prezes UKS Bushi.



Przepis na sukces

Zakładanie prywatnej szkoły walki jest raczej trudnym przedsięwzięciem, co nie oznacza, że skazanym na porażkę.

– Jeśli ktoś dobrze prowadzi prywatną szkołę walki, ma interesującą ofertę i karnety, jest to jak najbardziej możliwe. Nam się to udaje. Łączymy np. zajęcia w grupy tematyczne: joga, aikido, zdrowy kręgosłup i salsa fit. W ramach jednego karnetu można przyjść na dowolne zajęcia. Proponujemy też różne warianty cenowe: pojedyncze wejście, cztery treningi, osiem treningów, 12 lub bez limitu – mówi Piotr Garczarek.

Należy pamiętać, że to specyficzny biznes. Łatwo ulec pokusie przerobienia prywatnej szkoły walki w fabrykę (szybko i drogo zdobywanych) czarnych pasów, czyli w coś, co ma już niechlubną nazwę McDojo. Taki proceder rozpoczął się na Dalekim Wschodzie wkrótce po popularyzacji filmów z Bruce’em Lee, a następnie szybko dotarł do Stanów Zjednoczonych. Wśród fanów sztuk walki znaleźli się chętni na stopnie mistrzowskie uzyskiwane w krótszym czasie niż 10 lat. W Polsce takie przypadki są raczej sporadyczne, ale na pewno warto uważać na nowe, nieznane nikomu odmiany form walki, często o bardzo egzotycznych nazwach, w których o warunkach przejścia przez kolejne etapy wtajemniczenia decyduje pomysłodawca stylu. W takich miejscach egzamin na kolejne stopnie przeważnie jest płatny (podobnie jak ewentualne poprawki), ceny miesięcznego uczestnictwa są wygórowane, a warunkiem przystąpienia do klubu jest zwykle podpisanie długoterminowej umowy.

Jak zachować właściwe proporcje między chęcią zysku a wysoką jakością zajęć? – Najlepszym przepisem na sukces jest zebranie sztabu ludzi, wśród których będą zarówno profesjonaliści od biznesu, jak i profesjonaliści od sztuk czy sportów walki. Dobry instruktor będzie przedkładał poziom zajęć nad wyniki biznesowe, a dobry biznesmen będzie pilnował statystyk – radzi Przemysław Żach.