To była najdłuższa walka w jego życiu. Wyczerpująca i wyniszczająca. Wielokrotnie był jTuż "na deskach", ale za każdym razem wstawał. Tak przez ponad trzydzieści lat. W końcu jednak musiał uznać wyższość rywala. Muhammad Ali, jeden z najwspanialszych zawodników w historii sportu, nie żyje. Zmarł w wieku 74 lat, w nocy z piątku na sobotę w Phoenix.
Choroba Parkinsona Muhammada Alego zaczęła się w 1984 roku. Osiem lat później, kiedy Ali obchodził 50. urodziny, byłem w Stanach Zjednoczonych. Pamiętam, że już wtedy z jego kondycją było bardzo, bardzo źle. W 1996 roku były igrzyska olimpijskie w Atlancie. Tam Ali miał zaszczyt zapalenia znicza olimpijskiego. Pamiętamy jednak, w jak fatalnej kondycji był wówczas. Swoją ostatnią walkę toczył prawie od 30 lat. To jest godne absolutnego podziwu - mówi Jerzy Cierpiatka z serwisu sportowetempo.pl
Niesamowita kariera wtedy jeszcze Cassiusa Marcellusa Claya juniora zaczęła się od... kradzieży jego roweru. Kiedy miał dwanaście lat, pojechał nim do miejscowego ośrodka, gdzie spotykali się okoliczni mieszkańcy, wiedząc, że można tam dostać darmowy popcorn i cukierki. Kiedy wyszedł, roweru już nie było. Oczywiście wezwana została policja. Wtedy to podrostek po raz pierwszy spotkał oficera Joe Martina, który pomagał w trenowaniu adeptów pięściarstwa. Młokos chciał się odwdzięczyć złodziejowi, więc skorzystał z propozycji Martina, który zabrał go na pierwszy bokserski trening. Dla większości nastolatków w Louisville taki trening był tylko zabawą, dodatkiem do marzeń o karierze koszykarza, bejsbolisty czy zawodowego futbolisty, a tylko Clay traktował boks jako swoją sportową przyszłość. Odkąd zaczął trenować, powtarzał, że będzie mistrzem świata, co zresztą spotykało się z ogólną wesołością.
Świat po raz pierwszy usłyszał o fenomenalnym amerykańskim pięściarzu - urodzonym w Louisville - w 1960 roku. Miał wówczas 18 lat, kiedy w finale igrzysk olimpijskich w Rzymie w wadze półciężkiej pokonał znakomitego wówczas Polaka Zbigniewa Pietrzykowskiego.
"Clay nie wie, z kim będzie walczył, nazwisko naszego zawodnika było mu zupełnie obce. Przyznam, że ta obojętność i pewności siebie zrobiły na mnie wrażenie, chociaż nie wiem czy Clay mówił poważnie, czy też był to jeden z dowcipów, w jakich się kochał. Był on wówczas bardzo młodym, 18-letnim chłopcem, wysokim, smukłym, bardzo przystojnym i sympatycznym... Clay miał szybkość zawodnika wagi piórkowej, a nie półciężkiej. Był wówczas zawodnikiem nie do pokonania z uwagi na swą szybkość, elastyczność i wyborną technikę" - tak oto o Clayu pisał w swojej książce "Złote lata polskiego boksu" Jacek Wasilewski.
Amerykanin nic nie robił sobie z tego, że walczy z jednym z najlepszych w tamtych latach pięściarzy, bo przecież Polak miał na swoim koncie trzy tytuły mistrza Europy.
- W ringu był praktycznie nie do trafienia. Był w nim "śliski" - w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Przekonał się zresztą o tym Zbigniew Pietrzykowski, który przecież był mistrzem nad mistrze. W tamtym czasie przegrywał tylko z Laszlo Pappem. A tymczasem musiał uznać wyższość Claya - mówi Janusz Pindera, ceniony ekspert bokserski.
- Najpierw trochę o nim czytałem, a dopiero potem miałem okazję komentować sporo jego walk ze starych taśm. Był wybitnym pięściarzem. Poza ringiem był ikoną tamtych czasów - dodaje.
Jeszcze w tym samym roku, w którym Clay sięgnął po olimpijskie złoto, zadebiutował na zawodowym ringu. Swoją pierwszą walkę stoczył 29 października 1960 roku, wygrywając wówczas na punkty z Tunneyem Hunsakerem.
Potem przyszło kilka zwycięstw przed czasem, ale tak naprawdę pierwszym przełomem w jego karierze było pokonanie przez nokaut w 1962 roku legendarnego Archie Moore'a, który wcześniej trochę opiekował się Clayem.
- To była taka walka pokoleń. Zakpił sobie trochę wówczas z Moore'a, który miał wówczas 49 lat, ale cały czas był na topie, tyle tylko, że w wadze półciężkiej, a nie ciężkiej - mówi Cierpiatka. Moore miał wówczas na koncie 184 zwycięstwa na zawodowym ringu, 22 porażki i dziesięć remisów.
Kolejnym ważnym momentem w karierze Claya były starcia z niesamowitym Sonny Listonem. Do pierwszego starcia dwóch niepokonanych zawodników doszło w lutym 1964 roku. Walka w Miami zakończyła się w szóstej rundzie, bowiem Liston nabawił się kontuzji. Starcie to zostało jednak uznane za walkę roku przez magazyn "The Ring". - Zszokowałem świat! - wypalił wówczas jak zwykle pewny siebie Clay. W kwietniowym wydaniu "The Ring" na okładce pojawił się nowy mistrz świata wagi ciężkiej i wiele znaczący tytuł, który był wypowiedzią czempiona: "Jestem królem". Po tej walce przystąpił oficjalnie do Nation of Islam, radykalnej organizacji czarnoskórych Amerykanów, wyznających islam, prowadzonych przez Malcolma X oraz Ellijaha Muhammada. Zrezygnował z nazwiska Cassius Clay. Początkowo nazwał się Cassius X. Po tym jednak, jak Ellijah Muhammad przezwał go "Ali", przyjął nazwisko Muhammad Ali.
Do rewanżu doszło bardzo szybko, bo już po trzech miesiącach. Tym razem walka nie trwała nawet rundy. Ali znokautował rywala.
- Sonny Liston to był siłacz, pięściarz w tamtym czasie uznawany za niemożliwego do pokonania. A Clay po prostu zmiótł go z ringu - mówi Pindera.
Rzeczywiście po dwukrotnym pokonaniu Floyda Pattersona, Liston był wielkim faworytem jeszcze przed pierwszym starciem. Po dwóch zwycięstwach nad tym znakomitym pięściarzem żarty się skończyły. Ali miał już powody do tego, by chełpić się swą bokserską wielkością.
Sytuacja w wadze ciężkiej w latach 60. rozwijała się bardzo burzliwie. Wprawdzie Muhammad Ali był bezdyskusyjnie najlepszym zawodnikiem tej kategorii, to jednak nie mógł być spokojny. Wszystko za sprawą polityki. Amerykanie toczyli bowiem bezsensowną wojnę z Wietnamem, w którą wciągnięty miał zostać także mistrz świata wagi ciężkiej. Ten jednak, kiedy otrzymał kartę mobilizacyjną, po prostu spalił ją, oświadczając publicznie, że na służbę w wojsku nie pozwalają mu względy religijne. Groziło mu więzienie. Zresztą nawet otrzymał wyrok skazujący, ale dzięki adwokatom nie trafił za kratki. Władze zawodowego boksu pozbawiły go jednak tytułu mistrza świata.
- Muhammad Ali wygrał zdecydowanie starcie ze Stanami Zjednoczonymi jako państwem. Choć stracił kilka cennych lat jako zawodnik, to jednak pokazał, że może walczyć z całą państwową administracją o znacznie wyższe cele niż tylko tytuły mistrza świata - twierdzi Cierpiatka.
Po trwającej trzy i pół roku przerwie Muhammad Ali powraca jednak na ring. W swojej pierwszej walce wygrywa przez techniczny nokaut z Jerrym Quarrym, a następnie odprawia Argentyńczyka Oscara Bonavenę. W marcu 1971 roku jest już w centrum uwagi całego pięściarskiego świata. W nowojorskiej Madison Square Garden dochodzi bowiem do starcia Alego i niepokonanego Joe Fraziera, który najbardziej skorzystał na nieobecności tego pierwszego w ringu.
- To była walka takich dwóch postaw. Z jednej strony ten godzący się na wszystko, co władza uznaje Frazier i z drugiej ten ostro i negatywnie nastawiony Ali. To absolutnie jedna z najlepszych walk w historii boksu. Ali ląduje pierwszy raz na deskach i mało tego po raz pierwszy przegrywa na punkty po 15 rundach. To jest bardzo istotny moment jego kariery - stwierdza Cierpiatka.
Zanim Ali dostał kolejną szansę walki o mistrzostwo świata, po drodze przegrał z kolosem Kenem Nortonem, a także zrewanżował się Frazierowi. Wygrana nad tym ostatnim zapewniła mu prawo walki o mistrzowski pas z Georgem Foremanem. Do starcia z 25-letnim wówczas rodakiem doszło w Kinszasie w Kongo. Faworytem bez wątpienia był Foreman, który nie dość, że był młodszy, to do tego zdemolował Fraziera i Nortona, z którymi Ali wcześniej przegrywał. Ten ostatni niemal całą walkę spędził na linach, karcąc co chwilę pewnego siebie "Big Geogre'a". Zmęczony takim stylem walki Foreman po serii Alego w ósmej rundzie stracił władzę w nogach i tytuł mistrza świata. To była wówczas sensacja.
Niespełna rok później, w październiku 1975 roku, doszło do trzeciego starcia Alego z Frazierem. Tym razem w filipińskiej Manili. Starcie to słynie jako pojedynek "The Trilla in Manila". Zdaniem Janusza Pindery, to była właśnie najbardziej pasjonująca z trzech walk pomiędzy tymi zawodnikami.
Kolejnym ważnym momentem w karierze Alego była porażka i utrata tytułu w lutym 1978 roku po przegranej z Lionem Spinksem. Wprawdzie szybko doszło do rewanżu i odzyskania pasa, ale to był już zmierzch wielkiej kariery.
- Niestety to było złe jej zakończenie. Ali żegnał się z boksem po dwóch porażkach z Larrym Holmesem i Trevorem Berbickiem. Właśnie z tym pierwszym, dla którego był nauczycielem, stracił ostatni mistrzowski pas - mówi Cierpiatka.
Były dziennikarz m.in. "Tempa", który dysponuje wieloma materiałami filmowymi dotyczącymi boksu, zgadza się z tym, co powiedział kiedyś nieżyjący już trener Angelo Dundee, który miał szalony wpływ na to, jak rozwijała się kariera Alego. Zdaniem tego szkoleniowca Ali miał swój szczyt formy w 1966 roku, w walce z Clevelandem Williamsem. Tak walczący "The Greatest" był nie do pokonania.
- To walka relatywnie mało znana, To był rok 1966. Ali wygrał ją przed czasem, ale to był absolutny top jego formy. Był tak błyskawiczny, konsekwentny i logiczny w tej swojej walce. Tego dnia czuł się perfekcyjnie. Tę walkę należy pokazywać osobom, które chcą się zapoznać z historią boksu, by miały one jednoznaczny pogląd na to, co ten facet robił. Ile razy był szybszy i jak Williams był bezradny. Walka genialna, choć nie lubię tego słowa, bo jest nadużywane, ale w tym wypadku oddaje dokładnie to, co się wówczas wydarzyło - stwierdza Cierpiatka.
Bez wątpienia trudno wskazać w erze po Muhammadzie Alim lepszego pięściarza od niego. W ostatnich latach tak niewiele się działo w wadze ciężkiej, że z pewnością trudno będzie o to, by ten pogląd zmienić.
- Gdyby jednak badać sprawę na rynku amerykańskim, to dla nich boks dzieli się na dwa okresy - ten przedwojenny, kiedy panował Joe Louis i ten po wojnie, kiedy rządził Muhammad Ali. Okolicznością bardzo istotną dla Alego jest to, że choć Louis był mistrzem świata przez kilkanaście lat, nie miał aż tak potężnej konkurencji jak Ali. Przełom lat 60. i 70. to takie apogeum, jeżeli chodzi o sytuację w wadze ciężkiej. To jest znakomity Joe Frazier, rozwijający się bardzo szybko George Foreman, czy czyhający na swoją szansę kolos Ken Norton. To jest cała plejada takich zawodników, którzy byli bardzo groźni - mówi Cierpiatka.
I rzeczywiście kategoria ciężka nigdy nie była chyba tak mocno obsadzona, jak w pierwszej połowie lat 70.
- Muhammad Ali to postać absolutnie wybitna, niemieszcząca się w takich typowych standardach. Ali umiał zadbać o swój image. Mówił więcej niż robił - tak twierdzili prześmiewcy, ale później okazało się, że miał jednak wiele podstaw ku temu, by uważać się za pięściarza wybitnego - kończy były dziennikarz "Tempa".
Cassius Clay, czyli Muhammad Ali, odszedł w piątek w szpitalu w Phoenix. Po trwającej od 32 lat walce z chorobą Parkinsona zszedł z ringu w glorii największego mistrza w historii boksu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz