Przestawiają się zwrotnice (ktoś, coś przestawia - na szczęście w "Fighterze" nawet nikt nie myśli, by zająć się tego typu dywagacjami) i zaczyna się układać. Bohater znajduje kogoś, na kim może polegać; ktoś wreszcie zaczyna mu sensownie pomagać, w ogóle wszystko staje się jakby bardziej sensowne. W międzyczasie jeszcze uczy się wygrywać, czyli zdobywa mentalność zwycięzcy.
Główny patent jest prosty: Russell starą jak świat sportową historię umieszcza w kontekście historii rodzinnych, a te już nie są tak oczywiste. Matka, tapirowana despotka z przerośniętym ego, to domorosła promotorka boksu, robiąca z syna worek treningowy, maszynkę do zarabiania łatwych pieniędzy. Wataha jej rozhisteryzowanych, wulgarnych i roztytych córek gania za matką w swoich za dużych, porozciąganych bluzach. Brat Micky'ego - kiedyś świetnie zapowiadający się bokser, dzisiaj jest przegranym narkomanem. Charlene Fleming, dziewczyna naszego bohatera, niegdyś skoczkini wzwyż, która chce, by wyrwał ją stąd, gdzie przyszło jej i jemu żyć. Czyli gdzie? Dokładnie tam, gdzie niecałe dwa wieki temu przybywali wszyscy, którzy szukali nowej ziemi obiecanej - w Lowell, leżącej kilkadziesiąt kilometrów od Bostonu pierwszej amerykańskiej społeczności przemysłowej, która dzisiaj wygląda - przynajmniej tak ją pokazuje Russell - tak, że aż szkoda gadać.
Na tle tych obskurnych domów i równie brzydkich sal gimnastycznych, na tle tandety światka bokserskiego Russell buduje film nie o jednym wojowniku, ale co najmniej o kilku wojownikach i wojowniczkach. Niewielu z nich, by walczyć, potrzebuje ringu i rękawic bokserskich. Każdy tu jednak walczy równie zawzięcie, po swojemu i o swoje - najczęściej może właśnie o Micky'ego, co oczywiście sprawia, że główny bohater obok bandy krewkich, wygadanych postaci wygląda jakby blado. W żaden sposób nie szkodzi to "Fighterowi", który w równej mierze jest standardową - ale niejako rozgrzeszoną z banału, bo przecież opartą na faktach - historią narodzin czempiona, co opowieścią o instytucji rodziny, instytucji na tyle wyniszczającej, że trzeba się zwyczajnie od niej odciąć, by do czegoś w życiu dojść. Micky, dzięki ciężkiej pracy i uporowi, stał się mistrzem bokserskim. Dicky po zwolnieniu z więzienia, zostaje trenerem młodszego brata, pomagając mu wywalczyć najważniejszy tytuł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz