Życie to droga

„Prawdziwymi zwycięzcami są ci, którzy zwyciężają w pojedynkach dnia codziennego.”

Wielkie marzenia składają się z mnóstwa elementów...

Wielkie marzenia składają się z mnóstwa elementów...

niedziela, 27 stycznia 2019

Była moda na fitness, jest na sztuki walki. Dlaczego kobiety "chcą się bić"?






Moda na fitness trwa, choć obserwujemy nowy trend wśród kobiet, a mianowicie sztuki walki. Z ciekawością pytam moje bohaterki, dlaczego chcą się bić.


Sztuki walki od lat kojarzą nam się z mężczyznami.

Przynajmniej tak jest w Polsce, ale na przestrzeni lat to zaczęło się powoli zmieniać. Dlaczego kobiety chcą się bić? Pytam zawodowe sportsmenki reprezentujące takie sporty walki jak karate, judo, zapasy i MMA. Co kierowało nimi, kiedy decydowały się na wybór swojej dyscypliny?
Kobiety często kojarzą nam się z delikatnością i subtelnością. Jednak można być fighterką, a przy tym być nadal kobiecą. Od razu do głowy przychodzi mi kilka takich przykładów. Ronda Rousey jest brązową medalistką Igrzysk Olimpijskich w judo. To ona również była jedną z pierwszych zawodniczek MMA w Stanach Zjednoczonych, a także przez kilka lat niekwestionowaną mistrzynią w UFC. Dzięki swojej sportowej karierze i osiągnięciom zagrała w kilku kinowych produkcjach takich jak chociażby "Szybcy i wściekli 7". Dzięki swojej aparycji, a także atletycznej sylwetce została zaangażowana do filmu "Mile 22" z Markiem Wahlbergiem.
Teraz podam zupełnie inny przykład. Bardzo popularnym sportem wśród modelek w Stanach Zjednoczonych jest boks. To właśnie dzięki niemu kobiety, które widzimy na okładkach pierwszych stron gazet są szczupłe i wysportowane.
Wniosek z tego jest taki, że kobiety chcą trenować sporty walki i robią to naprawdę dobrze, a historie, które wam przedstawię są na to dowodem.


Anna Lewandowska - fighterka z krwi i kości

Anna Lewandowska to osoba, której nie trzeba przedstawiać. Propagatorka zdrowego stylu życia, żona Roberta Lewandowskiego, a przede wszystkim fighterka. Ania jest wielokrotną medalistką Mistrzostw Polski, Europy i świata w karate tradycyjnym. Choć przeszła już na zawodową emeryturę, to nadal dla wielu młodych dziewczyn jest wzorem do naśladowania.


Agnieszka Matracka: Dlaczego kobiety chcą walczyć i dlaczego zdecydowałaś się na karate?
- Przyjęło się, że sztuki walki powinny być zarezerwowane dla mężczyzn. Otóż niekoniecznie i jestem tego przykładem. Będąc dzieckiem, miałam do wyboru balet, na który to bardzo chciała mnie zapisać mama lub karate, wybrałam to drugie. Miłością do tego sportu zapałałam bardzo wcześnie, podczas zawodów, na które jeździłam z moim wujkiem i kuzynką. Obserwowałam ich i chciałam kiedyś tak jak oni móc zmierzyć się na macie.

Kobieta walcząca nie jest codziennym widokiem. Co cię trzymało w karate przez tyle lat?
- Warto pamiętać o tym, że karate to przede wszystkim filozofia, która uczy szacunku do drugiego człowieka. To podstawa. Karate wszczepiło we mnie dodatkowo pewne silne wzorce zachowań, takie jak konsekwencja, mobilizacja i podążanie do celu. To zostaje, tego się nie zapomina. Wpisuje się w Twoje DNA.

Czy w trakcie kariery odbiór Ciebie jako walczącej kobiety był pozytywny czy negatywny?
- A co jest złego, gdy kobieta jest twarda i walczy? Przecież my takie jesteśmy. Codziennie zmagamy się z tysiącem wyzwań, a sport umacnia. Zawsze chciałam trenować i mieć sparingi z mężczyznami. Oczywiście wiązało się to z większymi kontuzjami, obawami najbliższych i pytaniami „ile jeszcze razy dam sobie złamać nos”, ale było warto, to była prawdziwa szkoła życia, a ja lubiłam podnosić sobie poprzeczkę. Walki z mężczyznami mocno mnie motywowały, były dobrą lekcją życia i sprawdzeniem własnej wytrzymałości. Finalnie odbiór był zdecydowanie pozytywny.
\

Arleta Podolak - w jej żyłach płynie waleczna krew
Arleta Podolak swoją karierę zaczynała w Zamościu, ale od ponad 10 lat mieszka w Warszawie, gdzie trenuje i się uczy. Jest judoczką, piękną i niezwykle zdeterminowaną. W 2013 roku została indywidualną mistrzynią świata juniorek, rok później zdobyła wspólnie z drużyną dziewczyn brązowy medal na Mistrzostwach Europy. W 2015 roku podczas drużynowych Mistrzostw Świata zdobyła złoty medal. Pech chciał, że żadne media wtedy o tym nie napisały, a szkoda. W 2016 roku pojechała na Igrzyska Olimpijskie, choć nie zdobyła tam żadnego medalu, nadal pozostaje w grze. W pierwszy weekend października bieżącego roku została mistrzynią Polski seniorek.


Agnieszka Matracka: Dlaczego zaczęłaś trenować akurat judo?
- Na judo zaprowadził mnie tata, kiedy byłam małą dziewczynką. Na początku treningi to była tylko i wyłącznie zabawa z elementami gimnastyki i padów „pod rzuty”. Szybko okazało się, że kocham rywalizację! Judo stało się moim całym życiem. Jest to moja ogromna pasja. Kocham filozofię tego sportu. Najbardziej cieszą mnie treningi technicznie, gdzie trzeba się naprawdę nagłówkować, aby ułożyć ciało tak, żeby rzut stał się techniczny, a nie siłowy. Druga sprawa to fakt, że nauka tego sportu się nie kończy. Ma on niezliczoną liczbę technik w parterze, jak i w stójce. Polecam ten sport każdemu! Coraz popularniejszy staje się nie tylko wśród dzieci i młodzieży, ale też wśród dorosłych.

Judo, choć jest szlachetnym sportem, to czasem bywa niebezpieczne, kontuzje, obtarcia. Masz z tym doświadczenie? Jak sobie z tym radzisz?
- Tak, judo to szlachetny sport. Nie ma żadnych ciosów ani kopnięć, ale pamiętajmy, że jest to jednak sport walki. Poważne kontuzje na szczęście mnie omijają (odpukać), to podbite oko w moim przypadku dosyć częsta sprawa. Mam całą kolekcję zdjęć z „naturalnym cieniowaniem” na oku. Jednak do takich sytuacji dochodzi jedynie przypadkowo. Nigdy się z tym nie kryje, jestem kobietą, która zawodowo trenuje olimpijską dyscyplinę sportu.

Monika Michalik - determinacja to jej drugie imię
Tworząc ten artykuł, od razu wiedziałam, że bardzo chciałabym, żeby była tutaj wypowiedź Moniki Michalik. Walkę Moniki o brązowy medal w zapasach podczas Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro oglądałam z zapartym tchem.
Monika pochodzi z wielodzietnej rodziny, większość jej braci trenowała zapasy. Urodziła się w Trzcielu, gdzie zaczynała swoją przygodę z tym sportem. Zaczęła bardzo późno, bo dopiero w wieku 16 lat. Zazwyczaj w tym wieku zawodowi sportowcy są już na jakimś etapie swojej kariery. Niemniej jednak tak późne rozpoczęcie treningów nie przeszkodziło jej w osiągnięciu ogromnego sukcesu, , o którym pisałam wyżej.


Agnieszka Matracka: Dlaczego zaczęłaś trenować zapasy?

- W mojej miejscowości, w której się wychowałam, nie miałam zbyt dużego wyboru. Od zawsze byłam bardzo aktywna, lubiłam biegać, jeździłam na różne zawody ze szkoły, a do tego byłam niesamowicie uparta. W Trzcielu miałam dwie opcje albo zapasy, albo karate, które swoją drogą przez moment trenowałam, ale ostatecznie ten klub się rozwiązał, więc zostałam przy zapasach.

Monika co cię trzyma od tylu lat w zapasach?
- Przede wszystkim wola walki i to, że jestem silną osobą i fizycznie, i psychicznie. Jak w każdym sporcie również w zapasach musiałam przejść przez różne chwile, czasem bardzo ciężkie, ale to dzięki swojemu charakterowi do dziś dnia udaje mi się trenować. Nie ukrywam, że już kilka razy mogłam się poddać, ale tego nie zrobiłam. Ja zapasy po prostu kocham i traktuje je jako swoją pracę. Nie jest łatwo, bo kiedy masz zwykłą pracę, możesz wziąć urlop, ja nie mam takiej możliwości, nieważne czy święta, czy nie święta, kiedy przygotowuje się do zawodów, muszę być na nich maksymalnie skupiona.


Masz 38 lat, dwa lata temu zdobyłaś medal na Igrzyskach w Rio, planujesz kolejne w Tokio?

- Wiek jest dla każdego sprawą indywidualną. Mając 36 lat, zdobyłam brązowy medal na najważniejszej imprezie sportowej, a znam historię, gdzie dziewczyna miała 26 lat i mówiła, że jest już za stara i się nie nadaje. Co do Tokio to na dziś jestem po operacji kolana i się rehabilituję. Jak wrócę na matę, będę się czuła dobrze i mój organizm będzie jeszcze na siłach, to myślę, że jak najbardziej tak.


Wielu zawodowych sportowców po zakończeniu kariery w różnych sztukach walki decyduje się na MMA, planujesz?
- Dostałam propozycję z KSW już jakiś czas temu, ale jednak pozostałam wierna swojej dyscyplinie, czyli zapasom. Oferta od federacji była dla mnie nie do przyjęcia.

Katarzyna Lubońska skończyła karierę judo, zaczęła MMA


Katarzyna Lubońska to była judoczka, a obecnie zawodniczka MMA. Kiedy patrzę na jej zdjęcia na Instagramie w normalnych stylizacjach trudno mi uwierzyć w to, że bije się ona w oktagonie. Na co dzień mieszka w Poznaniu, gdzie również trenuje. Już wkrótce, bo 27 października stoczy kolejną swoją walkę. Tym bardziej cieszę się, że udało nam się porozmawiać, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że okres przygotowawczy przed taką galą musi być morderczym wysiłkiem.

Agnieszka Matracka: Jak zaczęła się twoja przygoda ze sztukami walki?

- Trenowałam judo od 4 klasy szkoły podstawowej przez 9 lat i przyszedł taki moment, gdzie zaczęłam interesować się właśnie MMA, a judo nie sprawiało mi już takiej frajdy jak wcześniej, dlatego postanowiłam spróbować swoich sił właśnie w tym sporcie. Wtedy jeszcze nie była to dyscyplina za bardzo popularna wśród kobiet, ale z biegiem lat pań przybywa i na dzień dzisiejszy jest już spora konkurencja.

Kobieta w MMA nadal nie jest codziennym widokiem, co cię trzyma w tym sporcie walki?
- Faktycznie jeszcze kilka lat temu dużo osób dziwiło się mnie, że wybrałam sobie taką "mało kobiecą" dyscyplinę, jednak z biegiem czasu ludzie się przekonali, możliwe, że przyczyniła się do tego nasza polska światowa czołówka wśród kobiet, czyli Jędrzejczyk czy Kowalkiewicz. Co mnie trzyma w MMA? To samo, co każdego sportowca innej dyscypliny. Jak już odnajdziemy swoją pasję, chcemy się szkolić, uczyć nowych technik, sprawdzać swoje umiejętności z innymi, rywalizować i wygrywać. MMA jest tak różnorodne, że chyba nie da się umieć wszystkiego. Ciągle trzeba się doskonalić na jakiejś płaszczyźnie i to jest w tym piękne.

Jak odbierają cię inni jako zawodniczkę MMA?

- Z reguły ludzie odbierają mnie i to, co robię pozytywnie, niektórym imponuję. Są tacy, co mnie podziwiają i szczerze kibicują, są też tacy, którzy twierdzą, że MMA to sport dla mężczyzn i nie ma tam miejsca dla kobiet. Tych drugich jednak jest zdecydowanie mniej, ludzie już przywykli do walk kobiet, bo to coraz częstsze zjawisko.

Sztuki walki nie tylko dla sportowców
W social mediach, szczególnie za granicą możemy zaobserwować ogromne zainteresowanie sztukami walki. Gale UFC są jednymi z najlepiej oglądanych w Stanach Zjednoczonych, a sami zawodnicy MMA są bardziej popularni niż piłkarze. W UFC widzimy również coraz więcej kobiet.


Czy wiecie jednak, że także modelki trenują sztuki walki, w tym szczególnie boks, który jest szalenie popularny wśród modelek Victoria's Secret? Wystarczy spojrzeć na ich szczupłe, atletyczne ciała, żeby wiedzieć, że sporty walki są również świetnym sposobem na zgrabną sylwetkę.
Na bieżąco obserwuję nasz polski show-biznes i również na naszym rodzimym podwórku zauważyłam rosnącą tendencję do sportów walki wśród kobiet, niezawodowych sportowców.
Porozmawiałam na ten temat z Sylwią Nowak influencerką i piosenkarką.

Agnieszka Matracka: Dlaczego postanowiłaś zacząć trenować boks?
- Zawsze mnie ciągnęło do boksu, jednak powodem, który zadecydował o tym, że chciałam spróbować tego sportu była chęć trenowania dla ewentualnej samoobrony. Nigdy nie wykorzystałam treningów do samoobrony w życiu codziennym i obym nigdy nie musiała z nich korzystać! Jednak rzeczywiście ten sport dodał mi pewności siebie.

Czy nie boisz się opinii, że będziesz "męska"? Jak zareagowali na to twoi fani?
- Nie bałam się tego w ogóle. Myślę, że to utarty stereotyp, który nie ma potwierdzenia w życiu. Patrząc na bokserów zawodowych - oni są świetnie wyrzeźbieni, ale nie przerośnięci w masie. Nie mówiąc już o światowych modelkach typu Adriana Lima, Gigi Hadid czy Gisele Budnchen, które również rekreacyjnie trenują boks, a są zupełnie w wersji „slim”. Moi fani również zareagowali pozytywnie, nie dostałam nigdy negatywnej opinii na ten temat, a wręcz wiele wiadomości, że zainspirowałam innych do tego rodzaju treningu, co mnie szalenie cieszy.


Co Ci daje trening boksu?

- Ostatnio się śmiałam do trenera, że to trochę jak wizyta terapeutyczna, oczywiście fizycznie całe moje ciało pracuje, to świetny trening dla nóg, rąk, brzucha czy nawet pośladków. Wbrew pozorom nie pracują tutaj tylko ręce. Dla mnie równie ważny poza tym aspektem fizycznym jest ten mentalny. Oczyszczam głowę i daje upust emocjom podczas treningu.



http://myfitness.pl/



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz